Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Time Bandits - Evil


God isn't interested in technology. He knows nothing of the potential of the microchip or the silicon revolution. Look how he spends his time! Forty-three species of parrots! Nipples for men!... Slugs! He created slugs. They can't hear! They can't speak! They can't operate machinery! I mean, are we not in the hands of a lunatic?... If I were creating a world, I wouldn't mess about with butterflies and daffodils. I would have started with lasers, eight o'clock, day one!

W ramach dopełnienia komentowanych już Brazil i Adventures of Baron Munchausen muszę umieścić notkę o trzecim, a chronologicznie pierwszym filmie z tzw. Trylogii Czasu Gilliama czyli Time Bandits.

Historia przedstawiona z perspektywy Kevina, młodego chłopca, który jak każde dziecko marzy o oderwaniu się od surowej rzeczywistości jaką reprezentują jego rodzice, i przeżyciu jakiejś cudownej, fantastycznej przygody. Wielka szafa stojąca w dziecięcym pokoju zawsze wywołuje w zasypiającym maluchu natrętną niepewność o to czy przypadkiem z szafy nie ma zamiaru wyskoczyć jakieś szaleństwo z rodzaju zgrai krasnoludów. No i wyskakują, na dodatek uciekają przed Najwyższą Istotą, której skradli mapę umożliwiającą kosmiczne podróże. Kevin rozpoczyna tułaczkę przez wieki, by w końcu, w imię przyjaźni, stoczyć ostateczną bitwę ze Złem. Dopełnieniem filmu są kojarzące się formą z pracami Latającego Cyrku Monthy Pythona obserwacje rzeczywistości powsadzane w usta bohaterów.

SCENA

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz